Po zrobieniu zakupów rozsiadłem sie na jakiejś ławce w skwerku. Wciagnąłem bułeczki z jogurtem. Zadzwoniłem do Kokosa, ale ten nie odbierał. Oddzwonił po praru minutach. Pogadaliśmy, pozdrawiłem go, on zyczył mi dobrej drogi (oczywuiscie na jego koszt :P). Ruszyłem, zrobiło ciemno. Na szczęście ptrzestała boleć mnie stoopa. Niestety Szklarska jest aż tak wielkim kurortem, że aż zgubiłem niebieski szlak. Zadzoniłem do Martyny z pytaniem co u nich. Powiedziała, że własnie spią i to bedzie raczej koniec ich łażenia. No szkoda. Myśliłem, że może spotkamy się po drodze. Po paru minutach znalazłem szlak i ruszyłem w storne Kopalni Kwarcu. Po drodze spotkałem jakiś pijaków, którzy z kolei twierdzili, że ja jestem pijani. Chciali wzywać GOPR, ale nie podałem nazwiska. Wymiana zdań skończyła się kiedy jeden z nich się zatoczył i przewrócił. Drugi go podniósł i sobie poszli do miasta. Ja zapaliłem wrotki i ruszyłem dalej. Po jakiejś godzinie zdobyłem Grzbiet Wysoki, chwile potem wstąpiłem na Zwalisko (1047 m.n.p.m.). Ze Zwaliska czerwonym szlakiem zeszedłem do Kopalni Kwarcu. Dalej asfaltówką ruszylem w strone Wysokiej Kopy - najwyższego szczytu Izer. Niestety asfalcik przypominiał mi o mojej lewej stopie, która bolała jeszcze mocniej niz przy Kamieńczyku. Podczas szukania odbicia czerwonego szlaku na Wysoką przestała nadawać się do użytku. o 21:49 zarządziłem odwrót.