Z przełęczy ruszyłem o 02:25. Po godzinie drogi natknąłem się na wiatę. Postanowiłem się chwile przespać. Profilaktycznie rozbiłem w wiacie tropik od namiotu, tworząc psudoochronę przed wiatrem. Miełem nosa co do noclegu. Chwile po tym jak się położyłem spać zaczeło padać. Po jakimś czasie obudził mnie znajomy głos - był to Rysiu. Chwile pogadaliśmy i ruszył ze swoim towarzyszem i dalszą drogę. Koło piątej obudziły mnie kolejne znajome głosy, tym razem należące do Jagody i Oli. Były całe mokre, nadal padało, chciały sie przespać chwile. Stwierdzilem, że skoro moge im pomóc to uczynie to z przyjemnością. Spały w moim pseudoschroniku, gdzie było w miare sucho (dach wiaty przeciekał [sic!]), ja sam pochodziłem po okolicy i pospałem sobie na stole.
Po sążnym śniadanku zebrałem sprzet i ruszyłem o 8:40 na Przełęcz Okraj. Tuz przed nią spotkałem i Martynę i jej kompana Bartka. Gadka-Szmatka, miłej drogi i dalej wio! Za Przełęczy ruszyłem Czerwonym Szlakiem Przyjaźni Polsko - Czeskiej (Czechosłowackiej do 1993r.). Droga była nudna, było mnóstwo turystów, ale widoki cud-miód. Pięknie było widać i Czechy i Polskę, a także górującą Śnieżkę. Niestety podczas wejścia na najwyższą górę Karkonoszy pogada mówią łagodnie - zjebała się... Mgła, wiatr, 0 słońca. Po wielkim schorniskiem w kształcie Ufo stanołem o 11:35. Kolejny szczyr do Korony Gór Polski - zdobyty.