O 16:45 wyruszyłem w góry. Żółtym szlakiem z Wojcieszowa w stronę najwyższego wzniesienia Gór Kaczawskich - Skopca (724m.n.p.m.). Szło się dobrze, nawet miejscami genialnie - cisza, spokój, bezludzie, zachodzące słońce, piękne widoki na doliny z domami, kościołami i kamieniołami - tak charakterystycznymi dla tych gór. Niestety udało mi się zabłądzić - na czuja chciałem skrócić trasę. Niestety czuj zawiódł i Skopiec praktycznie obszedłem dookoła i zamiast go zaatakować od północy to zdobyłem go od południa. Pół godziny straty. Za głupotę się płaci.
Na szczycie zdjęcie go kolekcji. Wszak szczyt ten jest zaliczany do Korony Gór Polski, którą chce zdobyć.
Do Radomierza schodziłem niebieskim szlakiem, który był bardzo słabo oznakowany. Po drodze spotkałem motocrossowca, który prawie zrobił ze mnie długą czerwoną plamę, wymieszaną z błotem...Po drodze standartowo piękne widoki - tym razem Kotlina Jeleniogórska, Rudawy Janowickie i przepiękne Karkonosze. A to wszystko w sosie "Zachód Słońca". Dech w piersi zapiera.
Z Radomierza do Janowic Wielkich ciągnąłem z buta po asfalcie. Co jakiś czas jedno z mijających mnie aut hamowało, kierowca otwierał drzwi i oferował swoją pomoc. Odmawiałem. Marsz to marsz i nie jazda autem.
O 20:00 byłem w Janowicach. Krótkie zakupy, mały kolacyjka i dalej w drogę. o 20:30 M
minołem ostatnie zabudowania i zielonym szlakiem ruszyłem w Rudawy. Pierwszy punkt - owiane legendami ruiny zamku Bolczów. Na podejściu genialnie co jakiś czas gubiłem szlak i jeszcze genialniej złamałem kija. Spod ruin ruszyłem szlakiem czarnym, który jest bardzo dobrym dowodem na to ze kolor szlaku w górach nie oznacza jego stopnia trudności. Szlakiem czarnym okazała się czarna, dosyć szeroka ścieżka, biegnąca praktycznie w poziomie, do tego całkiem dobrze oznakowana. Na węźle szlaków koło Skalnych bram zlokalizowałem wiatę, w które zrobiłem porządny obiadek (o 21:30) i naprawiłem kijka za pomocą papieru toaletowego, a dokładniej tekturowej wstawki w środku, która usztywniła połączenie i pozwoliła na dalsze zajeżdżanie kija. W dalszą dorge wyruszyłem niebieskim szlakiem kierując się na Polanę Mniszkowską. Po drodze za bardzo się zamyśliłem i nie skręciłem w lewo, którędy biegł szlak, lecz poszedłem prosto. Znów musiałem się wracać i tracić czas. Z polany wyruszyłem pseudo asfaltową drogą, która po jakimś czasie znów łączy się z niebieskim szlakiem, który prowadził przez Skalnik do węzła szlaków pod Mała Ostrą. Na Skalniku byłem o po północy. Nieudało mi się znaleźć oznaczania szczytu góry, jednak po 15-minutowym błądzeniu stanąłem w miejscu, „gdzie wszędzie było w dół”. Więc Skalnik (945 m.n.p.m., najwyższy szczyt Rudaw, zaliczany do Korony Gór Polski) chyba mam zaliczony…Tu także był fotoskop, sikustop i piciostop. I dalej w drogę.
Spod Małej Ostrej ruszyłem żółtym szlakiem w stronę Przełęczy Kowarskiej. Długa była nudna i długa (ponad 2h). Na granicy Karkonoszy i Rudaw byłem o 2:20 w nocy.