Koło 15 wyruszyliśmy ze Szczecinka. Szynobus nie rozwinął jakieś genialnej prędkości która powodowała by odpływ krwi z mózgu, jechaliśmy nie więcej niż 40 km/h. Po jakimś czasie zjechaliśmy na tor przeciwny od zasadniczego. Powodem był brak mostu nad rzeczka pod jednym z torów ;). Mijaliśmy senne stacyjki, szynobus kiwał sie na boki charczał i prychał, ale jechał. W kabinie siedzieli kolejorze, którzy snuli opowieści o swoich służbach na stalowych szlakach. Zaciągali przy tym taką kaszubszczyzną, że aż bardziej chciało się jej słuchać, niż mitycznych powiastek o nocnych eszelonach wojskowych z Drawska Pomorskiego kierujących się gdzieś na wschód.
Minęliśmy Człuchów, jedyną bardziej ożywioną stacyjkę na tej linii, kiedyś nawet węzeł kolejowy. A później były Chojnice.
Stacja przeogromna. Jedna z największych niezelektryfikowanych stacji kolejowych w Polsce. Niegdyś 6-cio kierunkowy węzeł, położony na najbardziej znaczącej trasie okresu międzywojennego - Magistrali Berlin-Królewiec, tzw "Ostbahn". To właśnie od tej linii zaczął się konflikt Polsko-Niemiecki, który trochę przeorał nam planetę w latach 1939-45 ;)
Co prędzej udałem się do holu dworca. Poczytałem parę ogłoszeń (które z resztą znam na pamięć - efekt spędzonych swego czasu dwóch nocy w Zielonej Górze i jednej w Bielsku-Białej w oczekiwaniu na przesiadkę). Jedyne, które przykuło moją uwagę było poświęcone uruchomieniu Kolejowej Komunikacji Autobusowej rel Kościerzyna - Chojnice i z powrotem, w skutek złej sytuacji taborowej :)
Po jakiś czasie wyszedłem do na zewnątrz i udałem się do odpalonego już szynobusa do Tczewa. Było to SA102/122-002. W środku full plastik, ale ciepło.