Impreza zakończyła się gdzieś koło 4:00.
Rano obudziłem się z Tomkiem w jednym łóżku. Było tylko jedno wolne łóżko, i żadnym z nas nie uśmiechało się spanie na podłodze. Budzik ustawiłem na godzinę 6:00. Niestety, a może i stety budzik nie zawiódł. Nie daliśmy za wygraną. Jeden ruch ręki i pobudka odwlekała się na 9 minutowy czas drzemki. Po około 7 razach, gdzieś już tak po siódmej poddaliśmy się. Ciężka batalię wygrał budzik.
Obudziliśmy co prędzej Gazdusia, który słodko wylegiwał się od paru godzin w łózku, sam i na dodatek miał swój własny pokój. Szybki fajek na balkonie gdzie panowały warunki co najmniej arktyczne, mycie ząbków i wyjście na autobus.
Na przystanku okazało się, że jak autobus nawet przyjedzie planowo, to przywiezie nas na dworzec 2 minuty po odjeździe pociągu.
Z autobusu zrobiliśmy szybki desant na perony. Tam okazało się że zegary dworca w Poznaniu mają własną strefę czasową i przybyliśmy całe 5 minut przed odjazdem pociągu.
Ładując się do wagonu nie powiedzieliśmy Tomkowi dokąd jedzie i o której wysiada :D Nawet zasłanialiśmy tablice relacyjne co by nic nie wiedział :)
Usiedliśmy z jakąś ekipą - dres+laska+kolega żul. Gdzieś koło Dobiegniewa drechol puścił na pełnym głośniku ze swojej zejebystej komóry jakies dysco-polo. Popatrzyłem mu przez ramie na wyświetlacz - same piosenki Akcentu. Wyszedłem. Na szczęście w Krzyżu jacyś goście, upici do granic możliwości stwierdzili, że jadą złym pociągiem i go co prędzej. Poszedłem oglądnąć przedział. burdel, rozlane piwo itp. Ale wole to niż Disco-Polo Relax.
W Stargardzie wysadziłem Tomka i Gazdusia. Temu drugiemu powiedziałem, że mają wsiąść do pociągu do Białegostoku. Ja zaś pojechałem do Szczecina.