Tuż przed odjazdem udaje mi się zakupić bilecik. W samym pociągu upolowałem przedział który była zajęty prze raptem 4 osoby,z których 3 do Brzegu ulotniają się jak kamfora, Tak więc wyłożyłem się jak w kuszetce i kima. W pociągu bez ciekawszych historii. Po 7 jestem w Krakowie.
W byłej stolicy Polski szybki desant na peron i chodu na miasto, na jakieś zakupy. Gdy w końcu wybiegam z tego porąbanego dworca (w skrócie - To jest Galeria Handlowa, w której pomiędzy kolejnymi sklepami, wystawami i WC poukrywane są wejścia na perony, stanowiska PKS i coś co w Krakowie udaje metro - podziemny Tramwaj). Po wyjściu z tego molocha znajduję się na ulicy ulicy Pawiej (ostatnio udało mi się wyjść z tyłu dworca, co nie bardzo mi się spodobało). Stamtąd kieruję się w stronę Lubicza, gdzie w przejsciu podziemnym kupuję obwarzanki, następnie, po małej rozpytce lokalnych idę się w okolice Barbakanu, gdzie znajduje się market, a w nim jedzenie. Wracam na dworzec,tym razem uprzedzony kolejna wycieczką po podziemiach galerii, wchodzę przez 150 letni budynek pierwszego krakowskiego dworca. Gdzie się nie obrócisz - wszędzie sprzedają obwarzanki ;)
o 7:45 wsiadam do pustego pociagu z Krakowa Płaszowa do Lublina. Podczas wjazdu wyhaczam wzrokiem zdeklasowana jedynkę, w której będę sobie kimał przez najbliższe parę godzin.