Obudzili mnie po dziesiątej jacyś turyście, którzy strasznie hałasowali. Stwierdziłem, że wróce sobie pociągiem do Wrocławia. o 14:25 odjeżdzał ze Szlarskiej. Zadzwoniłem do Oli i powiedzialem, ze też skończyłem trase. Zrobiłem śniadanko i ruszyłem czerwonym do Szklarskiej. Z barku laku polazłem na urwisko nad stacja i porobilem pare fotek. W peronach stały "Karkonosze". Ponieważ mialem jeszcze 2 godziny do pociągu, to poszedlem na miasto. Kupilem sobie Cole i wrócilem na dworzec i połazilem po okolicy. Kupilem bilet i usiadłem na peronie. Po chwili wjechał pociąg osobowy Kamieńczyk z Poznania. Gdy usadowiłem się w pociągu zadzwoniła Ola, z pytaniem o ktorej odjeżdza pociąg do Wrocławia. Powiedziełem, że o 14:25 czyli za poł godziny i że z miasta spokojnie zdaża przyjść. Po jakimś czasie zadzwoniła Jagoda moiwąc, że stoi w kolejce oraz z pytaniem gdzie siedze. Zostawiłem rzeczy w wagonie pod opieką jakiś harcerek, a sam poszedłem do kasy. Tam spotkałem Jagode, która stała w kolejce. Do odjazdu zostało 5 minut. Po szybkim zakupie pobiegliśmy do wagonu. Ledwno zdąrzyliśmy, ponieważ konudkotorowi bardzo się spieszyło. Nota bene powiediałem mu, że pare osób stoi jeszcze w kasie i mógłby na nie poczekać. To tylko rzucił "Tamci pojadą następnym" - a nastpeny jest za 4 godziny. Oto jak PKP podchodzi do klientów.