Niestety nie udało mi się poprzestawiać zaplanowanych zajęć i mogłem pojechać dopiero o 22:45 z Mikołajowa sezonową rzeźnią z Szczecina do Zakopanego o wdzięcznej nazwie "Bosman" (w poprzednich latach rzeźnia nosiła miano "Podhalanina"). Oczywiście jak na mnie przystało podróż musiała mieć coś ryzykownego, więc na przesiadkę w Kalwarii Zebrzydowskiej miałem 5 minut. Planowo Bosman przybijał tam o 5:07, zaś osobówka do Krakowa odjeżdżała o 5:12. Na PKP, na szczęście zawsze można liczyć, więc Bosman na Mikołajowie miał 15 minut w plecy. W końcu jednak mityczny jednorożec przybił do peronu i rozpoczęła się podróż. Jako, że nie posiadałem biletu zgłosiłem się do pierwszego przedziału 2 klasy w celu jego nabycia. W odpowiedzi na modlitwę "Do Piwnicznej Zdrój, przez Kędzierzyn, Bielsko, Kalwarię, Kraków Płaszów i Tarnów, do Kalwarii pospieszny, dalej osobowy" dostałem odpowiedź : "Mi się nie chcę" oraz karteczkę poświadczającą, że wsiadłem na Mikołajowie. Z tym papirem miałem się zgłosić do ekipy konduktorskiej, która wsiadała we Wrocławiu. To toż uczyniłem i i po jakiejś pół godzinie dostałem bilet. Dalsza podróż opłynęła bez większych pertubacji. Popijałem podróżoumilacza i radością przyjmowałem do wiadomości, że bosman nadrabia opóźnienie.